Eurybiades Eurybiades
694
BLOG

Odpowiedzieć na "nagą siłę" i "dechę"

Eurybiades Eurybiades Prawo Obserwuj temat Obserwuj notkę 15

     Nie jest źle zaglądać do Pisma;  uczyniwszy to ostatnio stwierdziłem, że pojęcia  "prawo"  i  "sprawiedliwość"  trafiają się tam nie raz i nie dwa, w dodatku - pisane łącznie.  Nie bez powodu, jak sądzę;  najwyraźniej nasi praszczurowie  (no, nie w prostej linii wprawdzie)  uważali, że dopiero razem nabierają one prawdziwego sensu i istotnego znaczenia.  Osobno jest to wszystko słabsze, a dotyczy to w szczególności prawa, bo w oderwaniu od swej podstawowej funkcji, jaką jest pomoc w wymierzaniu sprawiedliwości traci ono mocno na wadze.  Ze sprawiedliwością jest nieco inaczej - choć korzysta z prawa, to od biedy można sobie wyobrazić jej istnienie i bez niego - przynajmniej w postaci spisanej.  Tak zapewne traktowali te sprawy rozliczni rozsiani na przestrzeni wieków autorzy Pisma, bo  "sprawiedliwość" pojawia się tam o wiele częściej sama, niż w połączeniu z  "prawem".  Jasne, że do wymierzania jej potrzebny był ktoś - władca, czy sędzia, co zresztą w tamtych czasach rozumiane bywało wymiennie.  W każdym razie - ktoś sprawiedliwy, co się mocno podkreślało - czyli umiejący stosować prawo, rozważny, obdarzony zdolnością dokonywania ocen oraz prawy, a to się rozumiało jako uczciwy i postępujący wedle powszechnie przyjętych zasad.

   Nie ma powodu, aby w naszych czasach tę właśnie sprawę widzieć inaczej;  od wymierzających sprawiedliwość mamy jak najpełniejsze prawo oczekiwać tego, co wyłuszczono powyżej.  I pewnie w wielu przypadkach te oczekiwania bywają spełniane - sędziowie umieją stosować prawo i są, ogólnie rzecz biorąc - ok.  Sam wyniosłem z kontaktu z sądem doświadczenie pozytywne:  pani sędzia w krótkich abcugach rozprawiła się z naciągaczem, który nie chciał mi zapłacić za wykonana pracę i próbował kręcić.  Podchodzę więc do rzeczy bez uprzedzeń mogących brać się z poczucia krzywdy.  Wypada powtórzyć:  pewnie w większości przypadków sprawy w sądach idą, jak należy  (no, może tylko ten czas!),  a sędziowie działają, jak trzeba.  Że tak jest - zakładam bez pewności, bo trudno o wszystkim wiedzieć.  Ale co się tyczy najwyższych szczebli drabiny wymiaru sprawiedliwości, to i owo się czyta i słyszy;  czy to może upewniać, że jest dobrze - i uspokajać?

   Nie miałbym nic przeciwko nazywaniu sędziów kastą, gdyby to rozumieć jako określenie grupy ludzi poniekąd wyselekcjonowanych dla spełnienia wysokich wymagań co do walorów ducha i intelektu,  niezbędnych do wykonywania powierzonych im zadań o charakterze szczególnym.  Obawiam się jednak, że tego terminu użyto na opisanie grona wybrańców (nawiasem mówiąc - przez kogo wybranych?)  cieszących się pewnymi prawami i przywilejami niejednokrotnie przyznawanymi przez siebie, polegającymi m.in. na praktycznej bezkarności;  także -  gremium wyznaczającego sobie granice działania daleko szersze,  niż mówi prawo.

   Przykłady?  Wszyscyśmy przecież jako, tako oczytani i zorientowani;  prezes TK np. pisze projekt ustawy, choć wiadomo, czym się sędzia TK winien zajmować - i kształtowanie prawa nijak się w tym nie mieści.  Że robi to po godzinach?  Ależ on sędzią być nie przestaje - chyba, że akurat idzie na kręgle;  jeśli w jakiś sposób zabiera się za prawo - to tak, jakby z powrotem wkładał togę.  Tenże osobnik oświadcza, że będzie działał w  "stanie wyższej konieczności";  sam sobie to uprawnienie przyznaje - i niech mu ktoś podskoczy!  Poza tym wszystkim -  wypowiada się, jak polityk - czego mu faktycznie nie wolno.  Ale, jak mawiał Szwejk:  - nie wolno, ale ostatecznie można.  Wspominać jeszcze o pieniądzach za urlopy; których można było nie wykorzystywać, skoro latem TK i tak odpoczywa?

   Żeby pozostać na szczycie tej drabiny - Sąd Najwyższy:  czy w głowie się mieści, aby mogły w tej instytucji zaistnieć okoliczności uzasadniające wszczęcie dochodzenia prokuratorskiego w sprawie korupcji?  A jednak.  Przy okazji dowiadujemy się, jak sędzia SN instruuje kolegę z NSA na okoliczność skutecznego załatwienia sprawy w SN i pomaga w tym prosząc kogo trzeba o przychylność. Jednocześnie zostaje uchylony rąbek tajemnicy dotyczącej tych wspomnianych  "walorów ducha":  sędzia NSA, określony przez kolegę z SN jako  "byk rozpłodowy", czuje nieodpartą potrzebę zwierzenia się, jak wspaniale czuje się post coitum.  Jasne, to nie jest zabronione;  szczęśliwy ten, czyja sprawa będzie rozpatrywana post, a nie ante.  A co powiedzieć o tym, że jakiś  (no, nie byle jaki - bo z KRS)  sędzia aż do Sądu Najwyższego zawędrował, aby nie płacić najoczywiściej należącego się mandatu - i faktycznie, nie musi?  Ja moje mandaty płaciłem.

   No i to, co ostatnio:  łaska.  Coś, co nie budziło dotąd wątpliwości i jest explicite wyłożone w podręczniku - raptem okazuje się kompletnie niezgodne z konstytucją, w dodatku - w stopniu uzasadniającym oskarżenie Prezydenta o łamanie prawa.  Nawiasem mówiąc, autor podręcznika kombinuje teraz, jak koń pod górę próbując przekonać, że coś tam napisał - lecz nie to, co mu się przypisuje.   Odpowiedź z prezydenckiej strony wywołuje pełne grozy oburzenie:  "Wchodzimy w sytuację braku szacunku dla wymiaru sprawiedliwości. To anarchia!"  (prof. E.Łętowska).  A co z szacunkiem wobec głowy państwa - nad tym zatroskani o swój prestiż  i swoją pozycję sędziowie nie muszą najwyraźniej zastanawiać się ani trochę.  Nie trzeba chyba przekonywać, że gdyby w tej sprawie chodziło o coś choćby w najmniejszym stopniu innego, niż  o to, co w istocie - sędziowie mogli byli powiedzieć:  - nie mająca dotąd precedensu decyzja Prezydenta przekonuje nas o potrzebie rozważenia i doprecyzowania odnośnych przepisów - tak, aby odtąd przestały one budzić wątpliwości.   Prezydentowi ufa ok. 60% obywateli;  wiem,  sędziowie nie muszą brać tego pod uwagę - w końcu ostatnio pouczono nas,  że suwerenem nie jest naród, lecz jakieś znane wtajemniczonym wartości - a te najwidoczniej pozwalają sędziom to zaufanie do głowy państwa podważać.  Ten powyższy pomysł pokazujący, jak sędziowie mogli byli się zachować jest chyba rozsądny - ale przecież nie w warunkach prowadzonej przeciw władzy wojny;  że to wojna - widać gołym okiem. Bo te głośne wprawdzie ostatnio sprawy - złodziejstwa, korupcja, pijaństwo itp. pojawiające się na szczeblach powiatów i województw - to w gruncie rzeczy banał, z którym, rzecz jasna, trzeba się surowo rozprawić.  Ale na szczeblu najwyższym trwa wojna;  sędzia TK    w stanie spoczynku grzmi, że  "liczy się teraz naga siła!" - a basuje mu odstawiony na bok polityk:  "trzeba walić dechą!"  Do tego całkiem niemało luminarzy prawa nawołuje, żeby nie oglądać się na to, co Sejm uchwali - tylko działać po uważaniu.   Czy do takich sędziów wystarczy apelować cytatem z Księgi Mądrości:  - "umiłujcie sprawiedliwość, sędziowie ziemscy"?   Wątpię - nie wiem też, czy wystarczy reforma ministra ZZ.  Na nagą siłę i dechę trzeba odpowiedzieć mocniej.


Eurybiades
O mnie Eurybiades

Konserwatysta

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka